Wywiad przeprowadzony z Prezesem Zarządu NTT System S.A. - Tadeuszem Kurkiem został opublikowany na portalu wGospodarce.pl. Wypowiedź dotyczyła sytuacji na rynku przetargów publicznych w branży IT oraz polskiego rynku komputerowego obecnie i w przyszłości.

Ostatnie lata nie były zbyt dobre dla producentów i sprzedawców sprzętu komputerowego, działających w segmencie zamówień publicznych. Czy idą lepsze czasy?

Tadeusz Kurek: Rzeczywiście, od kilku lat przetargów systematycznie ubywa. W pierwszej połowie tego roku obserwowaliśmy jednak znaczne ożywienie. Wprawdzie – dla odmiany – w ostatnich miesiącach 2019 znowu panował zastój, ale to mnie nie dziwi. Zawsze na kilka miesięcy przed wyborami liczba zapytań przetargowych spada, a po wyborach, gdy już zostanie utworzony nowy rząd, zaczyna się koniunktura.

Czy w Polsce lepiej się sprzedają komputery lokalnych czy światowych dostawców?

Niestety praktycznie od zawsze preferowane są marki zagraniczne. Ale sytuacja i tak jest lepsza, niż dawniej. W przeszłości zdarzały się nawet takie paradoksy, że producenci międzynarodowi mogli oferować w przetargach swoje komputery bez podatku VAT - przepisy na początku lat 2xxx ustalały zerowa stawkę VAT na importowane komputery z 22% Vat na montowane w Polsce. Oczywiście zmieniono to ale dopiero po głośnej aferze.

Dlaczego wolimy zagraniczne maszyny? Są lepsze?

W naszej mentalności, zagraniczny komputer przewyższa polski. Opinia ta dotyczy zresztą nie tylko sprzętu IT. Generalnie uważamy, że co zagraniczne, to lepsze. Co do samych komputerów, w przeszłości sprzęt marek globalnych rzeczywiście był pod pewnymi względami uważany za lepszy. Większa firma może więcej zainwestować w badania i rozwój i w efekcie powstaje często unikalny produkt. Poza tym, kiedyś nasze komputery zwykle były montowane w mało atrakcyjnych dla oka obudowach. Jednak dziś, przy tej skali integracji jaką mamy, lokalny dostawca może przygotować dokładnie taki sam komputer, jak globalny. Co więcej, w Polsce nie brakuje inżynierów, którzy potrafią pisać pożądane aplikacje diagnostyczne, zarządzające itp. , a to te aplikacje często decydują o jakości bo wpływają na funkcjonalność urządzenia.

Skala integracji, czyli coraz mniejsze, wydajniejsze i bardziej uniwersalne komponenty takie jak procesory, pamięci, dyski?

Miniaturyzacja ma duży wpływ na obecny kształt komputera. W przeszłości pecet powstawał z kilkunastu elementów, które trzeba było dopasować, co wymagało sporej wiedzy. Trzeba było wiedzieć, jaki zamontować procesor, jaką płytę główną, jakie pamięci. Montowało się zresztą i kartę graficzną, muzyczną, sieciową, kontroler dysku i czytnika płyt CD, wiatraki odprowadzające ciepło, a następnie trzeba było wgrać sterowniki do tych wszystkich komponentów. Nie można było zrobić tego bez wiedzy, czasu i odpowiedniego zaplecza. Teraz karta graficzna, muzyczna, sieciowa są zintegrowane z płytą główną, a procesory i wnętrze komputera nie wymaga chłodzenia. Taki komputer jest bardzo prosty w montażu , teraz trudność to odpowiednie aplikacje do zarządzania i diagnostyki.

Czy to znaczy, że pecet traci swój atut, jakim jest możliwość rozbudowy, dokładania kolejnych dysków, wymiany kart graficznych na coraz nowsze modele?

W przypadku rozwiązań biurowych nie ma potrzeby, by cokolwiek rozbudowywać. Komputer kupuje się jak mikrofalówkę, a po kilku latach wymienia na nowy. Oczywiście, zmienić dysk, czy zwiększyć rozmiar pamięci można w niemal każdym komputerze stacjonarnym.

Czy tzw. komputery markowe są uprzywilejowane również na innych rynkach?

Na rynkach europejskich jest widoczna przeciwna tendencja. UK, Niemcy , lokalni producenci mają się bardzo dobrze. Przykładem niemiecki Wortman. Jeszcze kilka lat temu porównywalna firma z NTT System.

Czy na poziomie specyfikacji przetargowej pojawiają się dziś preferencje odnośnie producenta sprzętu, albo komponentów? Dawno temu w kryteriach można było znaleźć punkt: procesor klasy Intel Pentium.

Na szczęście nie. Tego zabrania prawo o zamówieniach publicznych. Natomiast światowe marki mają silne grupy lobbingowe. W praktyce wygląda to tak, że pracownicy jeżdżą po kraju i przekonują klientów do swoich rozwiązań. Był przetarg, w którym pojawił się zapis, że na przednim panelu komputera mają się znajdować cztery porty USB 3.0 wlutowane bezpośrednio w płytę główną. Oczywiście, takie kryterium nie ma żadnego rozsądnego uzasadnienia. Jaka to różnica, czy porty są wlutowane, czy połączone kablami. Ale dwaj producenci mają taką właśnie płytę główną dla komputera w formacie SFF. To przypadek, w którym lobbyści wykorzystali niewiedzę zamawiającego i przekonali go do tego typu specyfikacji.

To znaczy, że formuła przygotowania dokumentacji pozostawia „pole manewru” dla lobbystów również w innych kwestiach, które są przeszkodą w zdrowej konkurencji?

Tak. W zapisach wciąż można znaleźć dziwne wymagania, jak np. łączna długość wszystkich wymiarów komputera, czyli suma długości, szerokości i wysokości. Samo kryterium wymiarów może być oczywiście bardzo ważne, bo ktoś może mieć do dyspozycji określoną przestrzeń. Ale jakie znacznie ma suma wymiarów? To właśnie pole manewru dla lobbystów, którzy wykorzystując taki zapis mogą się przyczynić do wyboru określonego produktu. To nadal funkcjonuje, ale tylko u nas. Kiedy rozmawiamy z zagranicznymi firmami, nie wierzą, że podobne zapisy są brane pod uwagę.

Skoro mówimy o komputerach, czym będzie się różnił komputer przyszłoroczny od dzisiejszego?


To jest ulubione pytanie dziennikarzy, a ulubiona odpowiedź powinna brzmieć: „lada chwila w sprzedaży będą dostępne procesory nowej generacji, która odmieni oblicze komputerów.” Rzeczywistość jest jednak inna, choć swoją drogą rzeczywiście zaraz pojawią się procesory Intela 10. generacji. Owszem, z pewnością istnieje grupa entuzjastów, którzy natychmiast kupią takie procesory i będą gotowi wydać na nie dużo pieniędzy, nie patrząc na wymierne korzyści. Dla nich ważne jest, że mają najnowszy procesor.


Jednak na rynku rozwiązań biurowych ciągle z powodzeniem funkcjonują komputery z procesorami 6. generacji, czyli sprzed kilku ładnych lat. Takie procesory były na rynku jeszcze w tym roku. Mało tego, komputery z takimi, a nawet wcześniejszymi układami do niedawna były w przetargach produktem najbardziej pożądanym z uwagi na często spotykany w specyfikacjach przetargowych zapis, mówiący że sprzęt musi wspierać system operacyjny Windows 7. Mieliśmy z tym duży kłopot, bo formalnie wymóg ten jest nie do spełnienia w przypadku komputerów z nowszymi procesorami. Oczywiście każdy komputer będzie działał poprawnie w środowisku Windows 7, ale nikt nie robił testów i nie było tego systemu na listach przy procesorach od 7 generacji wzwyż.


Ale nikt dziś nie instaluje Windows 7?

To prawda, ale w wielu urzędach, czy biurach są stosowane aplikacje działające w środowisku właśnie tego systemu operacyjnego. Uaktualnienie aplikacji do nowego Windowsa oznacza niepotrzebny wydatek, skoro wszystko dobrze działa.

Czy to oznacza, że nie należy oczekiwać żadnych zmian w konstrukcji pecetów?

Rewolucji nie będzie, ale zmiany już następują. Od kilku lat obserwujemy wzrost popytu na konstrukcje, które określamy jako miniPC. Komputery takie w niczym nie ustępują tradycyjnym pod względem wydajności, ale są dużo bardziej funkcjonalne ze względu na małe rozmiary. Do tego są praktycznie bezgłośne i pobierają dużo mniej energii.

Skoro są na rynku od dawna i mają przewagę nad tradycyjnymi konstrukcjami, czemu dopiero teraz są zauważane przez klientów?

Tu dotykamy sfery mentalnej użytkowników, trochę jak w przypadku preferencji marek zachodnich. Przez dekady przywykliśmy do widoku komputera w dużej skrzynce i trudno nam zaakceptować fakt, że zawartość obudowy o gabarytach dwóch kostek masła jest pełnowartościowym desktopem.

Czy to oznacza, że nadchodzi koniec ery peceta, który przez dekady był flagowym produktem branży IT?

W naszej ofercie adresowanej na rynek zamówień publicznych jeszcze dominują tradycyjne rozwiązania, ale wszystko wskazuje na to, że w ciągu roku, najdalej dwóch w zastosowaniach biurowych będą dominować właśnie maszyny miniPC.